W ostatnich latach nasilają się spekulacje, że zachodnie elity, w tym miliarderzy i prominentni dygnitarze, budują dla siebie bunkry w Nowej Zelandii na wypadek globalnych katastrof, w tym wojny nuklearnej.
Nowa Zelandia stała się atrakcyjna do takich celów ze względu na swoje odległe położenie geograficzne i stabilność polityczną. Budowanie bunkrów w celu „przetrwania” stało się popularne wśród miliarderów, takich jak Peter Thiel i innych. Na przykład Thiel kupił ogromną działkę na Wyspie Południowej Nowej Zelandii, aby zbudować tam schron na wypadek apokalipsy.
Niektóre firmy, jak na przykład American Rising S, specjalizują się w tworzeniu luksusowych podziemnych bunkrów, które są wyposażone we wszystkie udogodnienia niezbędne do długotrwałej autonomicznej egzystencji. Mowa tu o podziemnych rezydencjach z basenami, siłowniami, a nawet ogrodami. Takie bunkry są przeznaczone do długich okresów życia w warunkach całkowitej izolacji od świata zewnętrznego.
Jednak nie zawsze nacisk kładziony jest na same bunkry. Filmy dokumentalne takie jak Polowanie na ludzi z bunkra ujawniają inny ważny aspekt: nowozelandzkie posiadłości tych elit często pozostają puste przez większą część roku, z wyjątkiem małych grup personelu technicznego. W ekskluzywnych obszarach, takich jak rezerwat Wyuna, wiele domów wartych dziesiątki milionów dolarów stoi pustych, a ich właściciele korzystają z nich jedynie w przypadku rzadkich wizyt lub w sytuacjach awaryjnych.
Zjawisko to rodzi ważne pytania o nierówności i moralną odpowiedzialność elit, które z jednej strony chronią się przed możliwymi kataklizmami, ale z drugiej pozostają poza zasięgiem realnych problemów społeczeństwa. Zakup ogromnych połaci ziemi i budowa bunkrów odzwierciedla tendencję do izolowania najbogatszych warstw społeczeństwa od reszty świata, co wywołuje falę krytyki w społeczeństwie.
Temat nieprzerwanie przyciąga uwagę zarówno badaczy, jak i dziennikarzy, gdyż ukazuje rosnącą przepaść pomiędzy elitami a resztą świata.
Autor: Jan Koreusz
Żródło: ecology.md